2017/09/29

Do przeczytania: Kacper Pobłocki "Kapitalizm. Historia krótkiego trwania"

Jeszcze nie czytałem ale już wysłuchałem dwóch audycji o tej książce. Muszę to wcisnąć do kolejki lektur.
Uwaga! Ta książka nie jest tania!


Audycja z Trójki

Zdaniem gościa Trójki kapitalizm jako system przechodzi przemianę, w efekcie której zakończy się pewien etap w historii tego ustroju społeczno-ekonomicznego. - Moment, w którym żyjemy, jest niezwykle ciekawy, z czego niewiele osób zdaje sobie sprawę. Napisałem książkę, w której staram się wyjść naprzeciw pewnemu paradoksowi wynikającemu z ciekawej i burzliwej dyskusji na temat tego, czym jest i skąd się wziął kapitalizm - opowiada antropolog.

Niektórzy badacze próbują wykazać, że kapitalizm jest równie stary jak ludzkość. Inni mówią o tym, że trwający od ok. 150 lat system jest nowy i narodził się nie jako kontynuacja wcześniejszych ustrojów, tylko w kontrze do nich. - System, do którego się przyzwyczailiśmy i który jest dla nas niezwykle naturalny, kończy się na naszych oczach - konstatuje.

Audycja z TokFM


Pieniądz nie jest narzędziem wymiany, ale sposobem organizowania władzy - twierdzi Kacper Pobłocki.


2016/05/29

Dochód gwarantowany - rozwiązanie?

Dochód gwarantowany

Rozwiązanie czy prosta droga do nowych problemów?

W kilku miejscach na świecie próbuje się wdrażać (raczej na próbę) dochód gwarantowany. Można by nazwać go "pensją obywatelską" w uzupełnieniu do proponowanej o wiele częściej "emerytury obywatelskiej".

Hasło "pensji obywatelskiej" brzmi kusząco, ale czy jej wdrożenie nie spowoduje zbyt poważnych zmian? Szczególnie zaś takich zmian w mentalności ludzi, których nie potrafimy dziś jeszcze przewidzieć, a które mogą być potencjalnie destrukcyjne dla całej naszej cywilizacji?

Odpowiedzi póki co nie ma. Ale są pytania. Posłuchajmy audycji i pomyślmy.

TOK FM: Czy dochód gwarantowany gwarantuje koniec biedy? Pytamy prof. Marka Garbicza

2016/03/13

Kolejne pokolenia będą miały gorzej

Kolejne pokolenia będą miały gorzej - krótki opis badania w "The Guardian"


Jestem przedstawicielem pokolenia, które "się załapało", ale muszę się z tym zgodzić: będzie gorzej. Warto posłuchać, choć audycja jest bardzo, bardzo krótka:

TOK FM Światopodgląd: Długi bezrobocie i drogie mieszkania to przyszłość pokolenia Y

I jeszcze link do źródłowego tekstu:

Revealed: the 30-year economic betrayal dragging down Generation Y’s income




Koniec wzrostu gospodarczego a komunizm.

Czy koniec ery wzrostu gospodarczego oznacza przejście do komunizmu?


Hipoteza 1 - wzrost się kończy


Pęknięcie bańki internetowej w 2001 roku a potem poważniejszy, obecny kryzys, umownie rozpoczęty upadkiem Lehman Brothers w 2008, powinny nam uświadomić fakt, z którym będziemy się musieli zmierzyć: nasz rozwój gospodarczy jest coraz bardziej oparty na gadżetach. Na gadżetach, czyli na tworach, które nie są nam niezbędne a wręcz zupełnie moglibyśmy się bez nich obejść. W obydwu przypadkach prawdziwymi przyczynami kryzysów było skierowanie olbrzymich inwestycji w takie przedsięwzięcia, które nie zaspokajały żadnych realnych potrzeb - były wyłącznie gadżetami. W pierwszym kryzysie były to inwestycje w firmy, które niczego realnie nie robiły poza tym że miały działać w Internecie. W drugim kryzysie przyczyną było lokowanie pieniędzy w funduszach hedgingowych, które były tak niezwykłym pomieszaniem dziwnych elementów, że naprawdę nikt nie rozumiał co one robią - a w rzeczywistości nie robiły nic. Dwa wielkie gadżety w odstępie kilku lat.
Oczywiście dziś wszyscy widzą, że to był “pic na wodę” jednak przed tymi kryzysami również można było do takiego wniosku dojść, wystarczyło na spokojnie przyjrzeć się sytuacji. A jednak do kryzysów doszło. I tu pojawia się pytanie: dlaczego jednak do nich doszło? I zaraz potem drugie: czy mówi nam to coś o przyszłości naszej, to znaczy światowej, gospodarki?

Odpowiedź na pierwsze pytanie wydaje się być stosunkowo łatwa: do rozdęcia obydwu baniek doszło gdyż na rynkach jest olbrzymia ilość pieniędzy, które szukają dla siebie miejsca ulokowania na odpowiednio wysoki procent a nie widać już żadnych innych, normalnych (tradycyjnych) inwestycji, które taki procent zapewniają. Powstało więc na rynku ogromne ciśnienie, na tyle duże, że takie bańki powstać musiały - tak jak balonik ściskany w dłoni znajdzie sobie jakąś szczelinę i zrobi wybrzuszenie.

Odpowiedź na pytanie drugie nie jest już tak oczywista. Jedną z opcji jest potraktowanie obecnego braku “normalnych” inwestycji zapewniających wzrost kapitału za coś przejściowego, co za rok czy dwa ulegnie odwróceniu. Innymi słowy możemy próbować mówić, że to jest przejściowy kryzys, jakich w ostatnich dwóch stuleciach było już kilka a może nawet kilkanaście.

Jest jednak i inna możliwość, i to jest pierwsza hipoteza do której ja się skłaniam: obecny kryzys nie jest przejściowym wahnięciem ale jest to początek końca ery wzrostu gospodarczego. Kiedy jakieś 3 lata temu po raz pierwszy sformułowałem w głowie tę tezę to sam w nią nie do końca chciałem uwierzyć. Ale od tego czasu trafiłem na wiele książek, filmów dokumentalnych i artykułów tworzonych e przez ludzi, którzy formułują podobną hipotezę wychodząc z zupełnie innych przesłanek niż moje. Moje zaś hipoteza wyłożona jest poniżej.

Ostatnie trzy dziesięciolecia galopującej globalizacji uświadomiły nam, że żyjemy na Ziemi, która jest układem zamkniętym i ograniczonym, nawet jeśli z punktu widzenia każdego z nas jest ogromna. Nasza gospodarka, nasze biznesy i pieniądze są jak bakterie, żyjące na pożywce w szalce Petriego: wydaje się im, że przestrzeń w której żyją jest nieskończona, że mają nieskończenie wiele jedzenia i będą się mogły wiecznie rozmnażać. W rzeczywistości jednak nasza szalka jest dość nieduża. Naukowiec, który by je przez mikroskop obserwował i liczył zauważyłby dość łatwo, że początkowo byłoby ich co godzinę trochę więcej. Potem wzrost by przyspieszył a potem jeszcze przyspieszył, i jeszcze bardziej. W pewnym momencie jednak nasze “pieniądze-bakterie” musiałby zacząć walczyć o coraz mniej dostępne pożywienie i wzrost zacząłby spowalniać aż ilość ustabilizowałaby się. Gdyby ten naukowiec narysował ilość “pieniędzy-bakterii” na wykresie to otrzymałby coś co matematycy nazywają “krzywą logistyczną”. Jestem przekonany, że wzrost ekonomiczny i gospodarczy na naszej Ziemi osiągnął już punkt przegięcia tej krzywej i obecnie jesteśmy w nieodwracalnej fazie zwalniania wzrostu gospodarczego.

Krzywa logistyczna w standardowej postaci (źródło: Wikipedia "Logistic function")

Jeśli mój pogląd jest słuszny, to musimy się wszyscy szykować na przyszłość, która będzie zupełnie inna niż to co znamy z przeszłości i inna niż to czego oczekiwaliśmy. Trudno sobie nawet wyobrazić niektóre konsekwencje ale przedstawię dwie, które przychodzą do głowy w pierwszym rzędzie:

  1. Brak wzrostu będzie oznaczał spadek zatrudnienia “tradycyjnego”. To już się dzieje i jedną z części tego procesu jest zatrudnianie na umowach “śmieciowych”. Drugą częścią tej zmiany będzie wzrost bezrobocia: jak do tej pory procesy optymalizacji w gospodarkach światowych postępują w tempie około 2% rocznie. Jeśli więc wzrost gospodarczy jest niższy niż 2% to mamy do czynienia ze wzrostem bezrobocia. I sądzę, że w ciągu kolejnych kilkunastu lat będziemy mieli z tym do czynienia.
  2. Ogólnoświatowe zahamowanie wzrostu  oznacza, że nierówności ekonomiczne między krajami i regionami przestaną być niwelowane. Jak do tej pory Polacy mogli mieć jakąś nadzieję, że przy zachowaniu wysokiego wzrostu gospodarczego ich sytuacja materialna zacznie się zbliżać do sytuacji Niemców. Z kolei mieszkańcy krajów położonych gdzieś w centralnej Afryce mogli mieć nadzieję, że kiedyś ich sytuacja materialna zbliży się do tej z krajów Europy Środkowej. I tak dalej. Wyhamowanie wzrostu spowoduje, że obecne różnice ekonomiczne zostaną utrwalone. Stąd nieuchronny będzie spadek optymizmu na przyszłość w krajach biedniejszych. Być może już dziś jest to jeden z ważniejszych czynników generujących tak wielki napływ emigrantów do Europy.
Gdyby patrzeć tylko na tę hipotezę to przyszłość rysuje się w czarnych barwach. Na szczęście to nie jest cała sytuacja.

Hipoteza 2 - wzrost się kończy w dobrym momencie


To, że dwa ostatnie kryzysy były “kryzysami gadżetów” nasunęło mi kolejne podejrzenie: być może my już w ogóle nie potrzebujemy wzrostu gospodarczego? Może my już mamy wszystko czego potrzebujemy i dlatego teraz na siłę musimy sobie wciskać gadżety?
Dwadzieścia lat temu, kiedy oglądało się blok reklamowy w telewizji można było zobaczyć reklamy proszku do prania, podpasek, wędlin czy kaloryferów. Śmieszne albo głupie, ale były to reklamy rzeczy, których ludzie potrzebują. Dziś w bloku reklamowym są: środki na zakwaszenie organizmu, ekspresy do kawy na specjalne naboje czy samochód, którego główną podkreślaną cechą jest to, że ma podświetlanie różnych elementów w wielu kolorach. Gadżety.

Podeprzyjmy się Piramidą Maslowa, choć nie jest to model, który kocham, ale który jest prosty: w średniowieczu przeciętny człowiek miał poważne problemy ze spełnieniem swoich podstawowych potrzeb fizjologicznych. Zapewnienie sobie żywności, schronienia czy ciepła było bardzo poważnym wyzwaniem i wielu ludzi nie zaspokajało ich. Potrzeby bezpieczeństwa a więc choćby leczenie w przypadku choroby czy zabezpieczenie prawne było już domeną nielicznych i uprzywilejowanych. Taki rozdźwięk pomiędzy podstawowymi potrzebami a możliwością ich zaspokajania utrzymywał się zasadniczo do XIX wieku. Dopiero w XIX wieku, umownie od uruchomienia maszyny parowej Jamesa Watta, produkcja przemysłowa i rolnicza zaczęły rosnąć w takim tempie, że przeciętny człowiek miał więcej niż jedno ubranie i że nie wisiało nad nim widmo klęski głodu. W XX wieku, w szczególności po II wojnie światowej stan gospodarki europejskiej był już taki, że dwa dolne piętra piramidy Maslowa nie były już zasadniczym problemem i skoncentrowano się na wyższych piętrach. Jestem przekonany, że ten poziom został już osiągnięty przez cały świat.

Piramida Maslowa (źródło: Wikipedia hasło "Maslow's hierarchy of needs" polska wersja "Hierarchia potrzeb")

Innymi słowy: gdyby wziąć cały majątek i zasoby na Ziemi to każdemu człowiekowi można by zapewnić przyzwoite wyżywienie, przyzwoite odzienie, przyzwoite miejsce do mieszkania, przyzwoitą ochronę zdrowia a do tego co najmniej podstawowe wykształcenie i dostęp do podstawowych dóbr kultury takich jak radio, telewizja i książki. To, że są rejony świata czy też pojedyncze osoby w różnych miejscach, którym jeszcze brakuje podstawowych rzeczy materialnych, jest albo wynikiem lokalnych konfliktów religijnych, rasowych, narodowych czy klasowych albo jest wynikiem pewnych indywidualnych nierówności w krajach, z którymi to nierównościami nie do końca umiemy sobie poradzić. Na przykład nie do końca potrafimy sobie poradzić z sytuacją materialną dzieci w rodzinach tzw. “patologicznych” ale to jest wynik słabości społeczeństw i państw a nie wynika to z tego, że nie ma dla nich wystarczająco dużo dóbr.

Czas na sformułowanie drugiej hipotezy: my, Ziemianie, jesteśmy już na takim poziomie rozwoju, że nie potrzebujemy już wzrostu gospodarczego. Jeśli nasze materialne potrzeby jesteśmy w stanie zapewnić w stopniu “przyzwoitym” (na pewno lepszym niż tylko podstawowy) to nie potrzebujemy więcej nowych rzeczy. I może sprawa jest tylko w naszych rękach, żeby nie wmuszać sobie i innym nowych gadżetów w postaci szybszych smartfonów, trójwymiarowych telewizorów i automatycznych ekspresów do kawy z dostępem do Internetu. Może już powinniśmy się skoncentrować na “górnych piętrach” piramidy Maslowa, które w ogóle lub tylko w niewielkim stopniu zależą od zasobów finansowych.

Hipoteza 3 - dobry moment na komunizm


Mamy więc dwie hipotezy: jeśli pierwsza jest prawdziwa to brak wzrostu gospodarczego doprowadzi do spadku ilości “normalnych miejsc pracy”, a więc wzrostu ilości “bezrobotnych” - za niedługo wyjaśnię dlaczego piszę te terminy w cudzysłowach. Jestem przekonany, że jeszcze za mojego życia (jeśli pożyję jeszcze 25 lat) więcej ludzi będzie “bezrobotnymi” niż “zatrudnionymi”.

Według drugiej hipotezy fakt, że ponad 50% ludzi będzie “bezrobotnymi”, nie spowoduje żadnej wielkiej światowej tragedii. Ludzie dalej będą żyć, jeść, spać i będą leczeni. Będą się bawić i będą mieć dzieci. W czasie wielkiego kryzysu w USA bezrobocie wynosiło około 30% i była to wielka klęska. Jeszcze kilka lat temu w Hiszpanii było podobne lub większe bezrobocie i przeszło to bez wielkiego echa. W przyszłości “bezrobotnych” będzie 60% a praca nie będzie obowiązkiem lecz przywilejem.

Czy Ci, którzy nie będą mieli “normalnej pracy” faktycznie nie będą nic robić? Tak! Zupełnie nic! Podobnie jak zupełnie nic nie robią matka czy ojciec zajmujący się w domu małymi dziećmi. Tak jak nic nie robi pani domu gotująca obiad czy mężczyzna opiekujący się swoimi starymi i niedołężnymi rodzicami. Bo przecież oni wszyscy nic nie robią, prawda? Również nic nie robią wolontariusze wystawiający teatrzyki dla dzieci w szpitalach czy “psiarze” opiekujący się bezdomnymi zwierzętami. W rzeczywistości wielu ludzi już dziś jest “bezrobotnymi” a tak naprawdę pracują pełnym etacie albo nawet i na dwa etaty. Tyle, że ich praca nie mieści się w kategoriach “etatowych”. A w przyszłości takich zajęć będzie coraz więcej.

Moja trzecia hipoteza jest więc taka, że my, ludzie z Ziemi, przestaniemy zabiegać o dobra podstawowe ale więcej uwagi będziemy poświęcać wyższym piętrom piramidy Maslowa: potrzebom wspólnoty, samorealizacji i duchowym. Pieniądze stracą obecne znaczenie i być może zupełnie znikną, albo ich rola zostanie znacznie zawężona. Jak by na to nie patrzeć możemy dojść do czegoś co można by nazwać “nowoczesnym komunizmem”.

Mogło nam to umknąć ale w ostatnim roku czytałem o co najmniej dwóch miastach w Europie, które zdecydowały się płacić obywatelom “pensję za nic”. Wystarczy być. Czyżby więc “nowoczesny komunizm” miał się zacząć w Holandii czy w Finlandii?

Dla zainteresowanych:
  1. Wielki eksperyment społeczny: Utrecht zapłaci 900 euro miesięcznie wszystkim potrzebującym.
  2. Finlandia chce wprowadzić bezwarunkowy dochód podstawowy. 800 euro miesięcznie dla każdego.
  3. Update z 17/03/2016 W tych krajach każdy dostanie pieniądze
Ta zmiana nie musi być prosta i prosta nie będzie. Szczególnie trudno będzie odrzucić to, że obecnie to praca i dochody są miernikiem wartości człowieka. Ludzie, którzy nie mają “dobrej” pracy czują się często gorsi i zmianę psychologiczną w tym zakresie będzie szczególnie trudno przeprowadzić. Nie jest również prosto wyobrazić sobie co może się stać z własnością obiektów o ograniczonej dostępności - jak na przykład z nieruchomościami. Nie mam tu żadnej jasnej wizji ale i tak wydaje mi się, że “nowoczesny komunizm” jest bardzo kuszącą propozycją, bo po pierwsze daje jakąś perspektywę na przyszłość a po drugie rozwiązuje wiele problemów związanych z uznaniem za ważne wielu prac wykonywanych dla dobra wspólnego a obecnie zupełnie “bezwartościowych”.

Ale tak naprawdę to perspektywa “nowoczesnego komunizmu” jest kusząca dlatego, że jest to najlepsza i najbardziej optymistyczna z alternatyw jakie mogłem sobie tylko wyobrazić dla naszej przyszłości. Żeby wymienić tylko kilka z nich:
  1. Powrót do feudalizmu, na co mamy dobre perspektywy zważywszy na to, że coraz mniejsza grupa ludzi posiada coraz większy udział w światowym majątku. Gdzie te słodkie czasy kiedy Pareto wykrył regułę 20/80?
  2. Podział Ziemi nowymi “żelaznymi kurtynami” na zupełnie oddzielne światy: bogactwa i biedy. Co zresztą nieuchronnie doprowadziłoby do jakiegoś wielkiego konfliktu. Do którego to konfliktu zresztą chyba już zmierzamy i którego polem bitwy będzie Morze Śródziemne.
  3. Globalna Wojna Termojądrowa. Co, zapomnieliście już, że w silosach jest kupa głowic? Dla każdego z nas wystarczy a są dzielni towarzysze, którzy pracują nad nowymi.
Mimo iż jeszcze 5 lat temu uważałem się za absolutnego i nieodwracalnego liberała to im więcej myślę i im więcej czytam tym bardziej ten mój “nowoczesny komunizm” mi się podoba. I jeśli mógłbym wybrać jakąś przyszłość dla mojego syna to właśnie taka byłaby chyba całkiem niezła.